mdcc (2010-12-15) Ocena: 7 Pommard 1988 - rocznik dał wina mocne, zwarte ale cytując Pana Rousseau "trzeba było być prawdziwym idiotą żeby nie zrobić dobrego wina w tym roku".
Zaraz po otwarciu uderzyły nas ( Marka, mnie i kilka kolejnych osób) niesamowite nuty poziomkowo-eukaliptusowe. To są właśnie te chwile, gdy czujemy, że chwyciliśmy Pana Boga za nogi. Butelka szła dalej, kolejne osoby dostawały coraz bardziej wspomnienie tego zapachu. Według wyliczeń Marka gdzieś w okolicach między Krzyśkiem a Rejentem poziomka nam wyparowała.
Miałem szczęście!
Po słodkiej i pięknej poziomce zagościły w nosie, już na dłużej, nuty zgodne z siedliskiem i rocznikiem. Żelazawe, ziemiste, krwiste - może to od gleby (czerwonej - stąd nazwa Les Rugiens), może od zabobonów - w sumie nieważne. Usta całkiem młode, dużo owocu, kwasowość nawet ciut za duża (wg. Marka trochę odklejona od reszty). Po kwadransie nos się wypłaszczył ale usta były nadal wielkie... @101win
star (2010-12-15) Cytując z bloga Marka Bieńczyka Błędy i epifanie: Pommard Les Rugiens 1988 (rocznik uznawany za wielki, z potężną kwasowością) miał to, co to żelaziste premier cru zawsze obiecuje: powagę, strzelistość, siłę, pewną surowość; kwasowość moża była zbyt duża, odklejała się od owocu, sprawiała, że wino było nieco jednowymiarowe, ale – jeśli ktoś dał się ponieść – porywające. Najmniejszych oznak starości w bukiecie. Dla mnie przypomina mi się wino Gouges też premier cru, ale rocznik znacznie młodszy (osiem lat róznicy!). Wydaje mi się, że spokojnie można by z nim kilka lat jeszcze poczekać (piliśmy je w tym roku, zakupione u Raphaela w Paryżu, za rekomendacją Marka Bieńczyka właśnie!). To nie są sokowe pinoty;) wino10752#23662