Grand Vin de Bourgogne Jean Claude Bachelet 2004 Puligny Montrachet AOC Francja Chardonnay Cena: 160 Alk: 14,00% Kolor: b Nr 12327 www
Legenda (ocena):
8 - wybitnie, prawdziwe arcydzieło
7 - bardzo dobre, wino z dużą klasą
6 - dobre, interesujące
5 - całkiem niezłe, przyzwoite
4 - słabe
Brak gwiazdki
3 - omijać z daleka, wino z wyraźnymi wadami
Inne od Jean Claude Bachelet:
star (2011-09-17) Ocena: 5 Pierwsze śliwki robaczywki. Mimo utlenienienia sporo się w butelce dzieje, oj dzieje się. Gęste, esencjonalne, brutalne. Szlachetne zepsucie jak w Santorini 1998 od Sigalasa czy Hatzidakisa;-) Ocena pięć/sześć, w pełnej formie pewno sześć/siedem. Rocznik 2004, jak każdy parzysty 2006, 2008 po krawędzi, ostry, inny niż słoneczne 2003 czy 2005, ew. 2009. Nie znajdziesz tu słońca zamkniętego w butelce, kwas i owszem, moderowany, niekoniecznie w dawce dla Acid Drinkers. PS. Obiektywny nie jestem za grosz, ani za ok. 40E, za które je kupiłem w paryskiej Cave Bossetti, gdzie burgundów mają do wyboru do koloru, zrezygnowałem wtedy z flaszki królowej Puligny znaczy Anne (też Claude) Leflaive, teraz żałuję, ale wtedy mi bardziej polecano Bacheleta, uwierzyłem, że lepszy:-( @Caves Bossetti, Paris
star (2011-09-17) Napisz coś o Puligny Reuptake, to Twoje pierwsze chyba? Najlepiej z proletariacką szczerością. Rurale i MKonwicki pewno się przyłączą do potępienia tej flaszki. wino12327#33836
reuptake (2011-09-17) To pierwsze smakowało jak odgazowany Astrolabe. Wydaje mi się, że jak na stosunkowo młode wino, to trochę za bardzo pojechało w utleniony klimat. Już bardziej smakowało mi to utlenione stare. wino12327#33841
mdcc (2011-09-17) Ocena: 6 Utlenione było bez dwóch zdań.
Ale zostawiłem na dłużej w kieliszku i wykręcałem przez kolejne 30 minut... trochę zeszło, na tyle by pojawiły się w nosie nuty owocowe. I w ustach całkiem fajna struktura. wino12327#33843
rurale (2011-09-17) Na początku w tym winie nie było nic. Dlatego krzyczałem:) Jednak potem, podobnie jak markizowi, udało mi się coś z niego wykręcić. Gdyby tak nad nim dłużej posiedzieć, myślę że wyszłoby na/do ludzi.
Generalnie, to była bardzo ciekawa degustacja.
wino12327#33848
star (2011-09-17) Co ciekawe, mimo ostrzeżeń Marka Bieńczyka i krytyków francuskich przed rocznikami 1997-2003 kiedy sporo białych burgundów było utlenionych (Nowa Tleniona Fala Blondynek;-), więcej bo trzy przytrafiły się redukcyjne (Stara Niemiecka Szkoła;-), a tylko dwa (z 1995 i 2004) były utlenione:-) wino12327#33849
reuptake (2011-09-17) Z tych wszystkich win pewnie dałoby się coś wykręcić. Na pewno były niebanalne. Jednak żadne w nich nie jest kompatybilne z moim stanem ducha w jakimkolwiek momencie (nie wiem, jak w przyszłości). Mogę je analizować (chyba potrzebowałbym wolniejszego tempa i większego skupienia), smakować, rozgryzać, rozkładać na czynniki pierwsze i lepić w jakąś całość, ale to nie moja bajka. Doceniam je, tak jak doceniam twórców oper czy kompozytorów muzyki współczesnej — na pewno nie jest łatwo to tworzyć, efekt jest wyrafinowany. (Nie)stety, nie przyłapuję się na chęci posłuchania ich twórczości, z proletariacką szczerością powiem, że nawet na próbie nauczenia się na czym polega wartość ich twórczości się nie przyłapuję (z winami jest trochę lepiej, nie odmówię następnego białego burgunda, nawet mam ochotę na naukę, ale nie jakąś szczególną). Nie mam ochoty nawet na Beethovena czy Debussy'ego jak wsiadam do samochodu, za to Rancid mi świetnie pasuje do mojej codzienności komunikacyjnej. Nawet bym chciał jakoś-tam wieść życie bardziej wyrafinowane, ale co mam zrobić, jak mi wystarczy 4/4, trzy akordy i jedziemy. Prosty kwas, trochę łupków, garść cytryn, łyżeczka miodu.
Nie neguję wartości tych win, ale też nie udaję, że mi się super podobają. Może były za młode, a może raczej ja jestem ciągle za młody – istnieje duże prawdopodobieństwo, że i 30 lat po śmierci będę młodszy od 30 letniego Bieńczyka. Do tego dochodzi ciężar otoczki, którą niosą, także ciężar ceny. Trudno się od tego uwolnić. W końcu wiem, co pijemy. Wina przez duże W. Trzeba je pić przez duże P, chyba. Nie umiem.
Tak więc to oczywiste, że nie wina poległy w tym starciu, tylko ja. Ale nie potrafię wzbudzić w sobie wstydu, tak jak nie odczuwam żadnej satysfakcji z tego, że nie przypadły mi do gustu. To wina z trochę innego świata, zajrzałem przez okienko, potem wsiadłem do metra i wróciłem do siebie. Terlanera otworzyłem (dziś dopiero), dobre wino. Nie bardzo dobre, nie lepsze ode mnie. Mogłem sobie przy nim zjeść, mogłem sobie przy nim pogadać. Frak mnie nie uciskał, mucha nie uwierała, stołek w dupę się nie wpijał. Mózg raczej odpoczywał, niż analizował.
Nawet nie mam jak ich punktować. W mojej prywatno/publicznej skali, 5 gwiazdek to wina codzienne, proste, udane. Montrachety na pewno wyrastają ponad to (choć był jeden, który chyba na więcej nie zasłużył). 6 to takie, które mają coś ciekawego, o czym się nie zapomina (ale w pozytywnym sensie) a jednocześnie chce się je kupić jeszcze raz. I tu się narty rozjeżdżają: pierwszy warunek jest spełniony, drugi niekoniecznie. Ale inny kawałek mnie czuje, że niektóre z nich (Mersault? Ten "ostatni" Montrachet?) zasługują i na 7. A jeszcze inny, że nie mnie oceniać, albo jeśli już to nie w tej samej skali.
Najbardziej smakowało mi Frappato. Potem czerwony burgund. Poza nimi wypiłem kilka naprawdę interesujących win. wino12327#33852
mkonwicki (2011-09-17) Ocena: 5 Dużo mądrych słów. Ja tam opieram się na hedonistycznych aspektach, choć jak wczoraj przyznałem się rurale, podejrzewam się też o pewne zapędy aspiracyjne, ale nikt mi tego nie udowodnił.
No nic specjalnego w sumie. Ja lubię tlen, ale szału to nie było. wino12327#33853
wein-r (2011-09-18) @Reuptake! Bardzo fajny post :). Zupełnie inny, i nie od tego Marcina z którym piłem wina w piątek ;)! W wielu kwestiach się zgadzamy (MM też by się podpisał. W przypadku kilku z nich.) W kilku to ja się zgadzam z Tobą. Po prostu pij więcej wina.
Coś skomentuję. Nie będzie to USA. Na pewno. wino12327#33859
star (2011-09-18) MKonwicki Ty chyba lubisz utlenienie ale kontrolowane, sous le voile, znaczy pod kożuchem, a nie na wierzchu;-) Jak w jurajskim parku lub na maderze. Co do obserwacji Reuptake, to trochę się nie zgodzę. Dobre Chardonnay może mieć miękkość niesłychaną, złożoność, a jednocześnie świeżość. Podobnie dobre białe Bordeaux, to mogą być wielkie wina i więcej wymiarowe niż Rieslingi, nawet te wielkie. To Puligny 1er Cru od Pascala z Marks & Spencer, za ok. 200zł wymiata, prawie jak DRC, choć prawie robi różnicę. Co do obserwacji MM w innym wątku to racja, za dużo redukcji i utlenienia, ale i z Rieslingami bywa siara;-) Słaba skuteczność białych burgundów w ataku to ich problem, za dużo pudeł. A tak w ogóle to rozumiem Reuptake - "półsłodkie" mozelskie Rieslingi nie wymagają lektury, obycia - hedonizm czystej formy, choć bywają jednak tak jednoznaczne, jak to BA od Haaga, smaczne i tyle, nic więcej. wino12327#33861
reuptake (2011-09-18) @star: ja nigdzie nie piszę, że to są wina nieświeże, czy niejednowymiarowe. One są wielowymiarowe, ale we wszechświecie, w którym się nie poruszam.
Oraz pijam też wytrawne Rieslingi :)
A w ogóle to nabrałem takiej ochoty na muscadeta, ale takiego po byku, znaczy po granicie czy po innym gnejsie :) wino12327#33869
star (2011-09-18) Przy Me(u)rsault czasami się rozpisują o mineralności, czy terro(i)ryzmie. Przy Montrachet też czasami. A co do wszechświatów, to na szczęście ten winny i nie tylko ewoluuje, coraz więcej miejsca na nowości. Choć znam też takich, którzy uparcie i wcale nie skrycie lubią beczkowe czerwone z Nowego Świata, białych nie cierpią i z w takim świecie chcą pozostać, co oczywiście jest alternatywną ścieżką do winnej ewolucji. wino12327#33871
rurale (2011-09-18) Ja generalizować po tym spotkaniu nie potrafię. Rzeczywiście czasem miałem tak jak reuptake, że byłem „obok” niektórych win. Jednak kilka podobało mi się bardzo i będę ich bronił (delikatność, finezja, niuans i takie tam). Jak choćby tych flaszek od Grivaulta, Amiota, czy tego starego Colin-Delegera (to było zdaje się ostatnie szardone, bo nie pamietam już dokładnie, nie robiłem notatek). Piękne wina, które budzą mój szacunek dla białej Burgundii. Faktem też jest że chyba nigdy wcześniej podczas tych naszych spotkań, nie rozmawialiśmy tak dużo o cenach win, jak przedwczoraj. Rzeczywiście racjonalizacja wydatku z reguły conajmniej 40 euro na butelkę montracheta przychodziła nam bardzo opornie:) wino12327#33877
mdcc (2011-09-18) W tak zwanym szerszym kontekście to ja mam mieszane uczucia...
Z jednej strony patrząc na udział poszczególnych szczepów na mojej liście win to faktycznie ryzling bije inne białe o parę długości...ale czy to oznacza, że warto pić tylko ryzlinga?
Ja w Bziku doszedłem po raz n-ty do tych samym wniosków: nie potrafię w takim tempie i w takiej wielowątkowości wczuć się w winna inne niż oczywiste.
Wiem, słaby ze mnie degustator - tyle, że mam tego świadomość...
To trochę jak jeden z moich ulubionych filmów - Harakiri. Nie bardzo wyobrażam sobie by spodobał się w czasie wieczoru kawalerskiego pomiędzy striptizem a beczką piwa... ale czy to znaczy, że nie warto było tego filmu robić? I czy to znaczy, że jedyny sensowny film to american pie - bo ten w czasie tego wieczorku sprawdził się doskonale?
Zostawiając na boku kwestie ekonomiczne, bo bez wątpienia nie warto pić burgundów, to jednak dobre białe burgundy, czy białe ermitaże dają ten kontrapunkt - żebyśmy nie padli z rutyny...
A całe te rozważania przypominają mi dylemat podnoszony tu wielokrotnie przez GP - w jakiej części wino to kawałek rynku spożywczego a w jakiej tzw. szerszej kultury?.. podobnie z resztą z jedzeniem... wino12327#33879
reuptake (2011-09-18) Miałem też to samo, co @mdcc. To nie były złe wina, ale ja musiałbym je pić jakoś inaczej, spokojniej. wino12327#33884