Tak sobie piszemy o kuchni, winie i podróżach, wątki te przeplatają się dość dowolnie, http://publicrelations.pl/3386-2/ związki pozostają bliskie. Poszukującym inspiracji polecę „Podróże z kwasem, garbnikiem i słodyczą” http://www.sklep.zysk.com.pl/podroze-z-kwasem-garbnikiem-i-slodycza.html wydaną przez wydawnictwo Zysk i S-ka. Jeden z autorów - Paszczak - alpinista, a więc w góry, w góry miły bracie, tam ojczyzna czeka na cię. Tak też się stało w majowy weekend. Ruszyliśmy w pełnej ekipie.
Dzień pierwszy. Przyjazd. Chevrolet Camaro towarzyszył nam przez część podróży, choć nie różowy, więc z seksu nici. Google wyszukiwał objazdy korków. Bukowina Tatrzańska. Tylko na chwilę. Ruszamy dalej. Można jedynie do Łysej Polany, bo Palenica Bialczańska już pełna aut w południe, wszak remont. Dla nas to wszystko jedno, bo nie asfaltem na prawo od Rybiego Potoku, a na lewo ruszyliśmy Doliną Białej Wody. Widoki przecudne, tyle, że do 15 VI jedynie do Polany dojść można i ani kroku dalej, ot słowackie podejście do turystyki letnio-zimowej. Dla nas wystarczy na pierwszy dzień. Popas i powrót. Wieczorem odwiedzamy pobliskie Rysy, hotel nie szczyt i sączymy Isla Negra z Chile, dobre chardonnay. Dowiadujemy się od krakusa, że ci w Bukowinie Tatrzańskiej to wszystko dezerterzy austro-węgierscy i basta.
Dzień drugi. Bukowina Tatrzańska. Wschód słońca na Głodówce oddalonej pół godziny marszu. Napiłbym się kawy, niekoniecznie musującej. Tym razem udaje nam się znacznie wcześniej dotrzeć do samej Palenicy Bialczańskiej. Rozdzielamy się: część na dorożkę i piwo w Morskim Oku, reszta śmiało po śniegu w góry, Doliną Roztoki do Schroniska Pięciu Stawów i dalej do końca doliny, do rozstaju dróg na Szpiglasową Przełęcz, Kozią Przełęcz i Zawrat. Stamtąd zawrócili. Szarlotka już nie taka jak ongiś bywało, niestety. Wieczorem zgodnie z rytuałem. Wino w Hotelu Rysy: dopijam otwartą butelkę Isla Negra i na czerwone się szarpnąłem. Odwiedzamy restaurację U Leśnego. Wina Thracian Quest z Bułgarii można zapomnieć, na granicy wadliwości. Wiśnie w winie do sarniny natomiast przepyszne z kluseczkami zresztą.
Dzień trzeci. Bukowina Tatrzańska. Z rana autem na Zgorzelisko przy Małym Cichym, ale mgły i tyle. Powrót i wycieczka po Bukowinie Tatrzańskiem. U Leśnego była Magda Gessler, zachwycona, nieco mniej lokalem zwanym teraz Kiełbacha i Korale. Ludziska we wsi też jej nie pokochali, nie tylko za kontrowersje przy rewolucji. Lokalnych kiełbas ponoć nie chciała, wzięła natomiast najtańsze z Biedronki, ot ludziska we wsi gadają. Po rewolucji naprzeciw zrewolucjonizowanej knajpy Kiełbacha i Korale swoje Schronisko Smaków odpaliła. Ponoć czeka się długi i surowe dają, znowu plotki z mięsnego, można w nie wierzyć lub nie? O naszym gospodarzu krakusie też niepochlebne opinie, ale górale po swojemu mu wytłumaczyli, że ziemia ich. Ruszyliśmy na Łomnicę, Tatrzańską i kolejką, przy Skalnatym Plesie - Jagnet Veltlinske Zelene. Potem jedliśmy przepysznie u Starej Mamy przy dworcu. Poprawne wina - Villa Vino Raca.
Dzień czwarty. Powtórka o świcie, wzgórzem spacerowym, z chłopakiem co mleko niósł na oscypki, prawie do końca. Wizyta w mięsnym, gdzie kupuję brayzlijskie wina Brazilian Soul. Później Słowacja - tym razem Dolina Jaworowa, dochodzimy do Polany pod Muraniem. Widok na honorny Murań i tajemniczą jaskinię, w głębi zaprasza Kołowy, Baranie Rogi, Lodowy i Jaworowe, do wyboru, ale to już po 15 VI niestety i z przedownikiem, choćby okrakiem przez konia. Cisza spokój jak w równoległej Dolinie Białej Wody, nieliczni turyści, gorąco polecam, jako alternatywę dla Morskiego Oka. Godzinkę całość zająć może, mniej wprawnym może i ze dwie. Powrót sprawny, w Częstochowie w KFC spotykamy już inny sort człowieka, choć niby pod Klasztorem Przenajświętszej Panienki... ech, góralu czy ci nie żal?