Jak by opisać niedzielny poranek w Sopocie… Jak opisać tą głębię powszechnego kaca, który jest udziałem większej części populacji? Jak zmierzyć ilości wódki wypacane i wydychane w nasycone jodem powietrze? Jak policzyć poranne zatwardzenia/ rozwolnienia po tych wszystkich w gorączce sobotniej nocy pochłoniętych big macach? Jak można by przedstawić graficznie spoistość wewnętrzną ludności?
To musiałoby być coś takiego, jak podarty, rozmiękły papier z rozmazanym tuszem długopisu. W ustach charakterystyczny smak rozkładu, czerwone żyłki wyrysowujące całe mapy wszechświatów na białkach oczu. Czynności nagle porozciągane w czasie i przestrzeni. Podłączenie suszarki do kontaktu- godzina, przeniesienie portfela z mniejszej torby do większej, leżącej w drugim pokoju- półtorej, napisanie smsa- niewykonalne. Trzy czwarte miasta myślą beztreściowo w stylu zen. Tysiące marzą o natychmiastowej agonii. Dokonuje się nagły powrót do pierwotności i atawizmów- nic nie chcę, chcę tylko wody i ciszy. Nie, nie idę dzisiaj na saunę.
Świat składa się na nowo z rzeczy prostych, kwiaty lecą, ptaki pachną, słońce należałoby przyciszyć. Niepodległa wyspa własnego barłogu jest miejscem, z którego chciałoby się nie wychodzić. Patrzy się na rzeczywistość wolno i dokładnie, w poczekalniowym tempie kroków na dworcu w Katowicach. Ma się wrażliwość membrany. Mocniejszy podmuch wiatru jest powodem do płaczu. Nagle wszystkie te wojny o niepodstemplowane faktury, wszystkie krzyki o nierówno ułożone skarpetki przestają cokolwiek znaczyć.
Być może tylko w niedzielne poranki wszystko ma właściwy rozmiar.
Comments
Kac i winiarski zen
Wreszcie ktoś w przystępnym słowach wyjaśnił o co chodziło Wojtkowi, gdy pisał o zen
Przy okazji polecę inny tekst Anny: Cinema Paradiso!
Wieloryby na rysunku
Na fotce miały być też latające wieloryby, ale niestety wraz z chęciami autora odleciały do ciepłych krajów