Jest piękna, błyskotliwa, subtelna. Chociaż czasem trochę się jej boję. Idąc rano po bułki i dżem, wydaje mi się że czuję jej spojrzenie na plecach. Natychmiast przyspieszam kroku. Jest też dobrym kumplem. Razem pijemy wino. Jej percepcja jest znacznie bogatsza niż moja. Potrafi odnaleźć w nim więcej niż ja. Jednak kiedy zaczynam się rozwodzić nad miejscem pochodzenia, szczepem, producentem widzę że ją to nudzi. Zaczyna wtedy dyskretnie przyglądać się wydarzeniom za oknem.
Patrzy na deszcz, który klei się do szyby albo na sąsiada, który szamocze się ze swoim psem na podwórku. Kiedy kończę swoje wywody, nieudolnie wtrącając jakąś anegdotę, która okazuje się nieśmieszna, kwituje je obojętnym „Tak, tak to bardzo ciekawe, ale chodźmy już spać”. Niechętnie muszę to przyznać, ale rozumiem ją.
Od czasu do czasu wyjeżdża. Proszę żeby wracając kupiła wino. Bywa jednak że mam do czynienia z nieprzewidzianymi skutkami jej wypraw. Kiedyś pojechała do Gruzji. Wróciła stamtąd jeszcze bardziej intrygująca, daleka, czasem nieobecna. Podobno jeździła po Tbilisi autem, w którym kierowca trzymał kałasza w bagażniku. Jej towarzysz podróży opowiadał o porwaniach i pistoletach przystawianych do skroni. Jednak nie mówiła o strachu, tylko o smutku. Po powrocie, z walizki wyciągnęła butelkę z Mukuzani, ale nie doczekałem się żadnego komentarza. Dopiero, gdy na stole pojawił się plastikowy baniak, a w nim pięć litrów gruzińskiego koniaku, nalanego prosto z beczki, jej oczy rozbłysły śmiechem. Opowiadała o Gruzinach, emocjach, słowach i gestach. O tym czego nigdy nie będzie można dotknąć. O tym co najważniejsze, a o czym ja zbyt często zapominam.
Innym razem trafiła do Brukseli. Chciałem żeby kupiła kilka butelek niedrogiego Bordeaux. Zanim dotarła do jednego z wielu wine barów w tym mieście, wiatr połamał jej parasolkę, a we włosy wplótł nieład. Właśnie otwierali. Sprzedawca jeszcze ziewał, kiedy wyciągała pomiętą kartkę, na której nabazgrałem nazwy pożądanych etykiet. Jednak wystarczył moment jego nieuwagi. Nie wiedział, że znalazł się w pułapce. W zabójczej sieci błysku jej źrenic, śmiejących się kącików ust, matowego tembru głosu. Po chwili napełniał już kieliszki kolejnymi rocznikami Chateau Margaux, skarżąc się jednocześnie, że Belgowie nie potrafią rozmawiać o winie, że jest w nich tyle obojętności. Miałem łzy w oczach kiedy mi o tym opowiadała. Żeby odreagować, wieczorem zacząłem gnieść ciasto na pizzę i popijać tanie proste soave. Ale nie byłem zły.
Nie tak dawno wróciła z Wiednia i przywiozła w bagażniku plastikowy kontener, upaprany jeszcze austriackim błotem. W nim klasyczne litrowe butle z zakapslowanym veltlinerem i blauer portugieserem. Z odbitymi na ksero etykietami, krzywo naklejonymi na flaszki. Grüner nawet jeszcze dało się pić. Z portugieserem był większy problem. Ona była jednak bardzo dumna. Te wiejskie butelki mówiły tonem, który miał własną chropowatą barwę. Bez udawania, wątpliwości, tajenia prawdy. Sprowadzały rzeczy do ich rzeczywistych rozmiarów, uciekając od projekcji czy zmyślenia. Chcę wierzyć że zrozumiałem co chciała mi powiedzieć.
Czasem rozmawiamy w półmroku, szeptem. Ma chłodne dłonie. Na stole leżą jej kolorowe rękawiczki. Słyszę jeszcze kroki ostatniego przechodnia. Spóźnione, pośpieszne, coraz dalsze. Obrazy blakną. Muszę pamiętać jeszcze tylko o jednym. Mam jutro kupić bombki na choinkę.
Wszystkim bez wyjątku życzę miłych Świąt i dobrego Nowego Roku.
Comments
Piękne!
Bohaterka ,,Jej rekawiczki" musi byc niezwykla, intrygujaca, wyjatkowa kobieta. Najbardziewj trafiaja do mnie te zdania ,,Opowiadała o Gruzinach, emocjach, słowach i gestach. O tym czego nigdy nie będzie można dotknąć. O tym co najważniejsze, a o czym ja zbyt często zapominam." Piekne!
Atmosfera...
Atmosfera ponoć Schulzowska.
Komentarz z FaceBooka
Anna Redlicka tak pisze: jakie to ładne :)).
Winomania.pl
Tekst oryginalnie pojawił się na portalu Winomania.pl, 2007-12-24, a tu umieszczony za zgodą Autora oraz Sławka Chrzczonowicza autora portalu Winomania.pl.