Wino przywiezione w plecaku (można i w torbie ale to nie takie łatwe mój mały) smakuje inaczej. Smakuje wspomnieniem, historią pozyskania czasem prozaiczną czasem heroiczną. Zwykle przywożę w plecaku około 10 flaszek. Starannie zapakowane w folię bąbelkową, papier czasem skarpetę. Rachityczny plecak budzi sympatię pracowników lotniska. Opiekują się nim starannie. Co innego podróżne torby de luxe, które jeno śmigają w powietrzu. Z rozsypującym się w rękach plecakiem zachować należy dalej idącą ostrożność. Wpadki nie pamiętam. Butelki docierają całe!
Najpierw trzeba te flaszki jakoś zakupić. Nie poradzę Wam jak. Można oczywiście kserować części Win Europy, aby potem okazało się, że roczniki już nie te, powtarzalności brak itp. itd. Tak więc można w zamian z przewodnikiem kupieckim Decantera. Ot tak aby się otrzaskać z nazwami i nie dziwić się zbytnio stojąc przed masą flaszek np. w supermarkecie. Tam też bywają ciekawe egzemplarze. W ostatniej chwili, gdy bagaż już odprawiony można uzupełnić zapasy na lotnisku.
Comments
Zaproszenie...
... do nadsyłanie nowych tekstów, które ukazują się w tym okienku. Wystarczy wysłać tekst na adres: sstar@gazeta.pl.