Spróbuję napisać o imprezie na której mnie nie było. To taka nowa świecka tradycja:) To znaczy byłem, ale tylko przez chwilę i nie tam gdzie powinienem. Pech. Przed rozpoczęciem głównej części imprezy, na której czekali już winiarze i ich wina, wylądowałem na dwugodzinnym seminarium, poświęconym winu we Francji tak w ogóle. Prowadzący je Francuz bez żadnej pretensji i nadęcia tłumaczył cierpliwie np. na czym polegają różnice stylistyczne win z Szampanii albo dlaczego gewurz czasem nie smakuje w Alzacji jak gewurz. Po dość długiej (ale ciekawej) podróży przez winną Francję odbyła się krótka komentowana degustacja win, których później można było spróbować również na salonie. I to właściwie tyle. Potem można już było degustować do woli, ale niestety właśnie wtedy musiałem wypowiedzieć tradycyjne „Cześć, muszę już iść”, i roztopiłem się w szarościach Warszawy.
Refleksje mam takie. Do spróbowania dostaliśmy pięć młodych win. Win, w których nie było odrobiny przesady. Które skrzyły się świeżością, nie wymuszonym wdziękiem, prawdą. Nie były jakoś szczególnie piękne. Takie normalne raczej:) Bardzo poprawne od strony produkcyjnej, znakomicie owocowe, nieskomplikowane. Były jak wzór wina zwyczajnego, choć niecodziennego (kto pija codziennie wina codzienne?). To był taki manifest prostej przyjemności. Świetne. Wiem, że kilku z winiarzy, którzy brali w tym roku udział w salonie, są w Polsce po raz kolejny dobijając się do drzwi potencjalnych importerów. Wiem, że znów ich wysiłki mogą zakończyć się fiaskiem. Wiem dlaczego. Jednak wiem też że gdyby wina, których próbowałem kosztowałyby w granicach 20-40 zł i były dostępne w sklepie za rogiem, to nie piłbym niczego innego (no, prawie:). Takie marzenie. Na jego spełnienie muszę trochę poczekać. Zdaje się, że aż do następnego wcielenia:)
Poza tym fajne było to że sala w której zorganizowano seminarium pękała w szwach. Dobrze że wino jeszcze kogoś obchodzi. Jeżeli chodzi o celebrytów (zawsze o nich muszę wspomnieć) to był Philip de Givenchy, Ewa Wieleżyńska, Winersch i Markiz CC. Tego ostatniego namawiałbym do wynurzeń na temat tego co wydarzyło się „na salonach”, na które sam siebie nie wpuściłem. Oczywiście muszę dodać jeszcze że imprezę organizowała Sopexa.
Podczas degustacji „edukacyjnej” popijaliśmy pięć win. Na dobry początek był szampan od rodziny Charpentier oparty na pinot meunier (delikatny, z drobnym ziarnem bąbelków, zero agresji, po prostu bułka z rzerzuchą). Potem dwa białe. Najpierw sauvignon blanc z loarskiej Touraine z Domaine des Caillots (jak to sb, trawiasty, cytrynowy, ale z czasem matowieje, uspokaja się, choć kwasu sporo; tu atrakcja była taka że to wino ze starych krzaków), potem chardonnay z Chablis od Confrerie des Domaines (proste jak drut, ale jest kamień, jod, treści dużo). I wreszcie dwa czerwone. Rodański GSM z Chateau du Trignon, jednej z posiadłości rodziny Quiot (lekkie, zabawne, jasne) i nieco tylko poważniejsza langwedocka mieszanina grenache i syrah z Chateau Campredon (trochę już aksamitna, ładnie się otwiera, jest garrigue:), reprezentowany przez konsorcjum LGI. I już.
Comments
To się nazywa prowokator !!!
Jako celebrita przecież muszę coś napisać bo celebritą się bywa tylko dlatego że się gada dużo acz najlepiej bez sensu.
To na początek powiem, że poza wymienionymi celebritami byli też inni np. TPB albo właściciel W4Y, albo Filip Wilczy (tak chyba prościej niż Phillipe z Wilczej). To tyle z wątku czy paparazzi miał majtki jak robił zdjęcie dodzie czy odwrotnie...
A jeżeli kogoś mimo to interesują wina (wszak zboczeńców i innych męt nie brakuje) to:
- bardzo ciekawe szampany od Charpentier'a. W zasadzie wszystkie jak leci (tradition, riserve, rose, millesime i seria d'Emotion). Tyle, że jak powszechnie wiadomo w Bolandzie przyjęło się, że szampan musi być drogi bo inaczej nie warto go kupować. Więc jak znajdą importera myślącego tymi kategoriami to zaraz się okaże, że taniej jest kupić kruga w tzw zachodniej europie (
- podobały mi się wina z domaine des caillots. szczególnie białe choć rouge tradition też było fajne. (Półka cenowa poniżej 5E)
- również białe z langlois-chateau (wliczając w to cremant'y) miło było pić. Choć już w przypadku czerwonych taki przekonany nie byłem... może należę do tych co nie rozumieją CF? O dziwo (czy raczej: o Szanowna Pani) miłe wrażenie zostawiło białe VV z mocną beczką. Oczywiście teraz nie do picia ale wygląda, że za 2-4 lata może być bardzo fajne bo pod beczką mnóstwo owoców.
- Ciekawie (choć jednym winem) zaprezentowała się apelacja Luberon w wykonaniu Cave Aureto. Choć w pozostałych winach od nich ( z Ventoux) były raczej przeciętne...
Zupełnie nie zrozumiałem win z domaine eternel (choc winersch'owi podobala sie nazwa). Prawie wszystko mocne i beczkowe... sądząc z min innych to chyba ten styl się w końcu przejadł... oby !!!.
Dla mnie potwierdziło się, że najlepsze wina z dolnej/średniej półki daje Loara. Południe CdR to jednak nie mój klimat, albo nie mój dzień...