O tej degustacji dowiedziałem się za pięć dwunasta. Czujny nos Nadredaktora Naczelnego sstara się zapewnić atrakcje swoim czytelnikom i dosłownie wywąchał ją i łaskawie powiadomił. Tak więc w ostatniej chwili i z taką pewną dozą nieśmiałości udałem się na degustację win piemonckich we wrocławskiej baszcie, aktualnie zwanej Abrams' Tower.
Byłem mimo to jednym z pierwszych i onieśmielony sytuacją zająłem się lekturą recenzji nowego tłumaczenia starej powieści Philipa Rotha (ciągle bez Nobla i pewnie już nie dostanie, bo wiadomo jaki stosunek ma sztokholmska komisja do amerykańskiej prozy), tak by nie przeszkadzać swoją osobą organizatorom w ostatnich przygotowaniach. Sala powoli się zapełniała, spóźnieni (niektórzy nawet bardzo) docierali praktycznie do końca wieczoru. Wracając jednak do meritum, okazało się, że jest to prezentacja win wrocławskiego importera Wine & Food Center, a konkretniej było to spotkanie z winami Stefano Farina (znanymi pewno jako "wina z różą").
Prezentację prowadził pan Giacomo, Włoch o gorącej południowowłoskiej krwi, przy wsparciu lingwistycznym pani Agnieszki. Po krótkiej prezentacji firmy i producenta rozpoczęła się degustacja 8 win wspierana serami, wędlinami, tapas i innymi przysmakami zapewnionymi przez gospodarzy.
1. Chardonnay 2008, DOC Langhe
Pierwsze wino rzucone na pożarcie spragnionej gawiedzi, jeszcze bez wyjaśniania tajników degustacji. Zniknęło szybko Jak dla mnie proste, przyjemne, lekkie. Owoce tropikalne ledwo wyczuwalne. Czuć, że poruszamy się na północ, choć do Francji jeszcze nie dotarliśmy, ale od południowej półkuli jesteśmy daleko
Do tego wina pan Giacomo zaproponował sery, które właśnie wniesiono. Ale wina w kieliszkach już chyba nikt nie miał Sery ok
2. Traversa Gringolino 2008, DOC Piemonte
Pan Giacomo rzekł "fresco". I rzeczywiście świeże, młode, ulotne. Blady kolor i niewielkie ilości alkoholu. Degustacja szybko przeszła do kolejnego punktu, więc więcej nie pamiętam.
W tym momencie przedstawione zostały podstawy teorii degustacji win, z praktyczną prezentacją wykonaną przez pana Giacomo. Wyłuszczone prosto, zrozumiale i z dużym poczuciem humoru. Zupełny brak bufonady, co podobno czasem się na takich spotkaniach zdarza. Coraz bardziej mi się podobało.
3. Traversa 2008, DOC Barbera d'Asti
Skoro już cała sala degustowała, to zrobiło się poważniej. Choć to wino też specjalnie mi do gustu nie przypadło. Trochę zbyt kwaśno i mało owocowo. W tym roku pijałem głównie Brabera d'Asti 2007, więc może było trochę zbyt młode i pół roku w butelce dobrze zrobi temu winu Zresztą sam pan Giacomo wyraźnie zaznaczył, że jest to wino raczej do popijania jedzenia i zasugerował wędliny osobiście częstując pewną szczęśliwą panią z sali.
Od tego momentu pan Giacomo zaczął powoli snuć legendę Barolo... pojawił się dreszczyk emocji.
4. Traversa Dolcetto 2008, DOC Langhe
Kolejne czerwone piemonckie grono (zresztą bardzo fajny przegląd dostępnych tam gron to był). Jest wyczuwalny wzrost jakości. Wyraźny już owoc i garbnik.
Na sali pojawiają się ciepłe zakąski, ale zupełnie je ignoruję (może błąd, potem już nic nie było ) gdyż pan Giacomo zapowiedział pojawienie się księcia, a potem także króla Nebbiolo. Gdy sala pałaszowała, a pani Agnieszka opowiadała o klasyfikacjach włoskich i apelacjach piemonckich, ja pozwoliłem sobie podejrzeć pana Giacomo. On natomiast w kącie, schowany za grupką osób, w samotności z termometrem w dłoni przygotowywał spotkanie z arystokracją. Wydawało się, że zupełnie się zanurzył w swojej pasji i nie dostrzegał gwaru i otaczającego chaosu. Z wesołego, dowcipnego prezentera przeistoczył się w pełnego spokoju pasjonata. Gdy uznał, że królewska rodzina jest gotowa, wrócił do roli dowcipnego prowadzącego, ale też czuć było w tym humorze respekt do prezentowanych win.
5. DOCG Barbaresco 2005
I tu niespodzianka. Pan Giacomo przygotował dwie butelki w różnych temperaturach (18 i 22 stopni) i znów jedna osoba okazała się królikiem doświadczalnym. Zapewniała ona o wyraźnych różnicach i preferowała temperaturę 18 stopni. Okazało się, że idealnym powinno być 20 Mnie trafiła się flaszka 22-stopniowa. Trochę szkoda, bo czuć, że było winu za ciepło. W mocnych aromatach dominował alkohol, ale wietrzenie w kieliszku przywiało inne aromaty, głównie kwiatowe (fiołki?). Wino dobrze zbudowane, wyraźny garbnik. Bez znawstwa widać od razu wyższy poziom. W końcówce takie trochę farmaceutyczne klimaty, ale nieprzeszkadzające. Generalnie bardzo dobrze było, ale rozległy się fanfary oznajmiające pojawienie się króla...
Niestety atmosferę trochę popsuły właśnie docierające osoby, ale pan Giacomo denerwował się tylko troszkę. Sam potem był zdziwiony, że utrzymał swój temperament na wodzy.
6. DOCG Barolo 2004
Król we własnej osobie. Wieczoru i nie tylko. Pan Giacomo odpływał, nie dla pozy, zdecydowanie chciał przekazać sali wielkość chwili Pojawiły się głosy, że wyraźnie czuć szlachetność tego wina. Było inne niż wszystkie pozostałe tego wieczoru. Mimo, że chyba było zamknięte (przyznał to pan Giacomo). Dość długo czekaliśmy z winem w kieliszkach starając się lekko rozbudzić króla. Po pierwszych przydymionych aromatach i wyraźnym drewnie, pojawiły się kwiaty. Fiołki i róże (to jedna z Pań odkryła) i chyba wyjaśniło się znaczenie etykiety wina. Owocu było mało (śliwka wg prowadzącego), brak jagód i jeżyn uznawanych przez autorów Win Europy za wzorcowe dla Barolo. Ale potencjał był. Wino świetnie zharmonizowane, kwasowość i taniny współgrają ze sobą. Gdzieś tam kojarzą się takie skórzano-ziemiste klimaty. Wino długie, zdecydowanie. Potem był czas na podziwianie i krótką rozmowę. Był kolejny kieliszek, pity na spokojnie. "Wino do zadumy" powiedział pan Giacomo i była też zaduma. Już jest bardzo dobrze plus plus, a przecież z czasem to wino będzie jeszcze lepsze...
Spotkanie się przedłużyło i część osób już powoli wychodziła, więc na koniec, jakby w tle, pojawiły się dwa wina (ale pan Giacomo myślami, zadumany, pozostał przy Barolo, było to widać )
7. DOC Barbera d'Alba 2007
Intensywny zapach, głównie aronie, trochę gumy do żucia i alkoholu. A może pęcherzyki węchowe w nosie (jest coś takiego? dobrze pamiętam?) i kubki smakowe zostały zdominowane przez poprzednie wino. To cechowała głównie wyraźna kwasowość. Sympatyczne, znów chyba głównie do jedzenia (choć podobno Wine Spectator lubi to wino, bo kiedyś dał 85 punktów). Jednak trzeba przyznać, że zdecydowanie ciekawsze niż Barbera z Asti.
8. DOCG Moscato d'Asti
Na koniec pan Giacomo wzniósł toast życząc wszystkim Dobrych Świąt i wszystkiego dobrego w 2010 roku ("oby był lepszy od tego!"). Dziękując wszystkim za spotkanie zaprosił na kolejne już w nowym roku: Apulia, a potem Toskania. Samo wino niezłe, choć zbyt słodkie i wyraźnie czuć cukier (niektórzy byli nim zachwyceni i wyrywali sobie ostatnie butelki;)) Trochę winogron i głównie jabłka w aromatach i smaku. Z delikatną goryczką w końcówce... W tym włoskim wieczorze nie mogło zabraknąć opery, więc przy tym winie pan Giacomo wspomniał "Traviatę" Verdiego. Niestety arii żadnej nie zaprezentował, może następnym razem
Tak wieczór się zakończył. Było bardzo miło. Za przystępną cenę można było poznać dość szeroki przekrój win producenta, niezatrzymując się przed tymi droższymi Pan Giacomo wina nie żałował, takie bardzo niepolskie podejście
Pojedyncze notki postaram się dodać, jak tylko zaprzyjaźniona osoba podeśle zdjęcia etykiet (pewnie w przyszłym tygodniu). I już powoli planuję sobie czas na przyszłoroczne spotkania. Po pierwszym uważam, że zdecydowanie warto
Comments
Co kryje baszta? O filantropach i literatkach.
Ten tytuł to jedynie gra pozorów. W przypadku baszty nie chodzi wcale bowiem o filantropię, choć pokusa
myślenia w tych kategoriach po wysłuchaniu właściciela, czyli Abrama (stąd nazwa Abram's Place) jest dość silna.
No, ale jest też druga strona szklanki, znaczy literatki. Jak w grze szklanych paciorków u Hessego,
nic nie jest oczywiste, choć taktyka i strategia odgrywa dużą rolę! Ciekawe kto wygra.
Bo przecież nie chodzi o zbawianie naszego winnego grajdołka przez Dobrego Wujka z Ameryki.
Abram przyleciał i został na dobre. Walczy z systemem i wbrew wszystkiemu stara się przywrócić dawny blask
(nomen omen stara nazwa de Luz oznacza właśnie światło!) wrocławskiej baszcie przy Hali Targowej.
Wy winoluby możemy mu być za to jedynie wdzięczni. Nie jest jednak łatwo.
Póki co aby dotrzeć do wejścia baszty trzeba kluczyć. Tajemniczy strażnik w płaszczu i kapturze czuwa.
Czasem pomoże, czasem nie wpuści;) Nikt nie widział jego twarzy, jak u Bergmanna czy ostatnio u Wendersa;)
Może i Wam uda się go spotkać... Łatwo go jednak oszukać. Przemknąć niepostrzeżenie. Wystarczy przeskoczyć przez mur.
Nawiasem mówiąc to ciekawe jak dotarł tam MikPaw;) Jest też drugi strażnik, bardziej realny.
Ten tylko pomaga. Ale to jak uda Wam się zajrzeć do wnętrza baszty.
Wracając do win z baszty (bashta wines;) to oferta obejmuje wina od kilku mniejszych co nie znaczy gorszych importerów.
O wrocławskim Food & Wine wspomniał już MikPaw, są także butelki od MJA oraz Hermitage, plączą też się Vinariusowe
flaszki, czy jakaś zapomniana butelka z Domu Wina. Fajny wybór, choć dla mnie nieco drogo. Poniżej 10PLN zejść można
jedynie w kierunku win bałkańskich, co też jest niezłym wyborem. Szczególnie w przypadku wina Pro Corde dla Jana Serce
i innych "sercowych". Z sercem związane są także wina z Transylwanii oznaczone literą V. Też wpływają na krążenie.
Tętno z pewnością przyspiesza.
A z literatek (stare czasy;) też nie ma o się śmiać, ani się z nimi droczyć czy co gorsza walczyć. Już lepiej z nich albo z nimi pić;)
Literatura mocno jest wpisana w losy tej baszty, choć wino nie jest serwowane w literatkach, a w kształtnych kieliszkach.
Związek jest mocniejszy, bardziej praktyczny i przyziemny, niż można by przypuszczać... może ktoś odgadnie?
Literatka i basztowa literatura
Ja dotarłem tramwajem Całkiem przyzwoity środek transportu we Wrocławiu, choć coraz mniej niebieskich jeździ.
Jeśli chodzi o literatkę, a właściwie "Literatkę", to jest to taki lokal na prawo lub lewo, zależy czy wychodząc, czy wchodząc, od wrocławskiego Empiku na Rynku. Wino zdaje się posiadają w ofercie, ale ze względu na zagęszczenie literatów i literatek, zagęszczenie dymu sprzyja jedynie piwu lub szybkiej ucieczce w drastycznych sytuacjach.
No i do meritum, czyli literatury w baszcie. Legenda lub plotka głosi, że właśnie tam, dawno dawno temu, w przerwach między wykładami uniwersyteckimi oraz konsultacjami powstawały pierwsze karty opisujące przygody przedwojennego detektywa z Breslau, niejakiego Eberharda M.
Zgadłem?
Pudło
Nie chodzi o to, że detektyw tropił i do pudła pakował, po prostu nie zgadłeś:( Deo coś na Sstarwines już o tym detektywie pisał,
ale gdzie??? Podpowiem, że to Olga, ale nazwiska nie powiem:)