Nasza Atlantyda

Wraz miłośnikiem i orędownikiem win greckich Wojtkiem oraz kreteńczykiem z charakteru choć krakusem z urodzenia Montim wyruszyliśmy na poszukiwanie naszej Atlantydy.

SNA.JPG

Na pokład zabraliśmy kucharza, aby nam ryby łowił i je przyrządzał, a przynajmniej opowiadał co mógłby złowić czy też przyrządzić, karmiąc nas nadzieją na suty posiłek, majtka, który każde wino w podróży tak spytnie utleni aby nadawało się do konsumpcji, kronikarza, któremu dwa razy nie trzeba powtarzać, wszystko spamięta i jak trzeba przypomni. Abyśmy się nie pozabijali na statku z nadmiernej ambicji czy też pragnieniu przywództwa zabraliśmy też niewiastę, białogłową z Pańskiej Góry, która łagodzić miała nasze nieco szorstkie obyczaje i spartańskie nawyki.

0014761.JPG

Najpierw ruszyliśmy zgodnie z przekazem ludowym tam, gdzie podobno tajemna wyspa zginęła wraz z kulturą minojską półtora tysiąca lat temu w morskich odmętach czyli na Santoryn. Napiliśmy się tam świeżych morskich win od takich producentów jak Gaia czy Arghyros. Kwas wprost zmył nas z pokładu.

Cdn choć może ktoś kto lepiej pamięta dokończy tę historię? Pamiętam tylko, że na koniec po wielu burzach i sztormach, dotarliśmy nie wiedzieć czemu do stałego lądu, do Naoussy w Macedonii. Trzy roczniki Xynomavro z Raminsty od Kir Yianni przekonały nas, że wszystkie winne i niewinne historie Europy skupiają się w tym jednym winie. Magiczne to i niezrozumiałe, ale jakże piękne!

Dziękuję Wszystkim dzięki, którym ta podróż stała się możliwa... w pierwszym rzędzie Rodzicom, potem...

Comments

Na morzu

Podczas sztormu zmyci z pokładu wpadliśmy w odmęty morskie, głębiny Hatzidakisowych win i winnych eksperymentów. Gdy wydawało się, że nie ma już dla nas ratunku i pożre nas jakiś morski potwór np. gigantyczna nowozelandzka wielka malża, która pojawiła się jak na talerzu albo jej małżonek małż nagle w odmętach dostrzegliśmy jakąś zagubioną beczkę, francuską rzecz jasna w której szczęśliwie dotarliśmy do Parisa, zwanego też nie wiedzieć czemu Sigalasem. Z Paryża już łatwo, wiadomo Air France lata na Kretę, która reprezentowana przez Manousakisa przypominała raczej Australis Terra Incognita, stąd też Nostos, ale nasżą Atlantydą to ona z pewnością nie była. Straciliśmy na niej tylko jednego naszego człowieka, który stwierdził, że tu mu ciepło, tu mu dobrze, tutaj będzie się rozmnażał, tak więc osiedlił się tam i został na stałe. My zaś wyruszyliśmy dalej...