Cóż to za pomysł oceniać Vinho Verde w Porto? Chociaż może i stolica lepiej pasuje do wykresów, analiz i wytycznych? Nowych kierunków, agresywnego marketingu? Wszak już Andrzej Sikorowski z Pod Budą śpiewał 'Nie przenoście nam stolicy do Krakowa'. Rzeka Minho niech sobie płynie więc własnym, spokojnym nurtem. A tu nad Douro niech nurt zmian buzuje spontanicznie jak fermentacja, niekoniecznie w Vinho Verde.
Letni wieczór w Bziku Kulinarnym skłaniał ku winom lekkim, niezobowiązującym, bezrefleksyjnym nawet. W taki to nastrój wprowadził nas Gruner Veltliner. Bynajmniej nie z Wachau, gdzie daje wina dość różnorodne, częstokroć w kolorze szmaragdu bywają to butelki jednak dość poważne. Rurale przyniósł jednak flaszkę z Nowej Zelandii, rozbawiła nas do rozpuku. Niektórzy obstawiali Pinot Grigio z Włoch, inni, że to Sauvignon Blanc z Francji być może.
Wiadomo, że gdy prosto z Woli Wysokiej trafia się na Niski Zamek, pojawić się musi sporo nieporozumień i zgrzytów. Przygody małopańszczyźnianego chłopka w stolicy... kultury, czyli Krakowie, można by ten tekst śmiało zatytułować. Co się pija w Warszawie na salonach? O tym niewiele będzie. Ale o tym co leży pokotem na małopolskiej ziemi dowiecie się i owszem.
Enoteka z polskiej na jeden wieczór zamieniła się w bordoską. Choć przecież wina od Płochockich kuszą już na wstępie. Jest Rose, jest Aura, w końcu Cuvee czekają w cenach ok. 50zł, czyli porównując z innymi polskimi tuzami jest w nich jakiś umiar. Ale Pałac Mierzęcin i Piotr Stopa Stopczyński także nie zasypiają ponoć gruszek w popiele, a na Trzebnickich Wzgórzach winorośl owoce daje, a urzędnicy z nich wino nawet robić pozwalają.
Poznań najechała zielona szarańcza. Skonsumowała wszystko co było. Zamiast burd jednak uśmiech i śpiew. U Chorwatów czasami zagrała gorąca bałkańska krew jak w filmach Kusturicy. Zamiast wina Irlandczycy żłopali pewno piwo i mocniejsze trunki. W taksówkach zostawiali sute napiwki, czasem na nie zasypiali z trudem łapiąc oddech i samolot do domu. Skończyli jak my, więc może razem zagramy, tak jak zagrała przyjaźń posko-irlandzka. Oby do meczu! Ale kiedy?
Targi to nie tylko okazja do spróbowania wielu win, ale szansa spotkania tych, dzięki którym to wino w ogóle mamy. Twarze austriackiego wina (wstyd przyznać) są dla nas wciąż anonimowe. Wielokrotnie podchodząc do stolika zastanawialiśmy się z zaprzyjaźnionym blogerem, czy to „ten” pan Pichler, czy to właściciel, winiarz, czy dyrektor marketingu? Wspaniałe na VieVinum było to, że byli tam "prawie wszyscy". Dwa, a czasem nawet trzy pokolenia i mnóstwo kobiet zaangażowanych w robienie wina. Bardzo rodzinna atmosfera, bardzo familijny biznes.
Cztery lata temu w „biblii” polskich winomanów napisano: "Weinviertel to duży obszar upraw, blisko jedna trzecia wszystkich winnic w Austrii; nie ma wątpliwości, że najgorsza jedna trzecia." Tak może i było cztery lata temu, ale dziś przynajmniej ja mam wątpliwości... Ale po kolei.
Deszczowy poranek, bramki na autostradzie, zamknięta autostrada, zakaz wjazdu pojazdów powyżej 3,5 tony... co dalej? Na szczęście znak jest opisany po niemiecku, a przecież nie wszyscy w tym języku są biegli, więc udało się dotrzeć na miejsce.