Wina znad Loary od pierwszego spróbowania przypadły nam do gustu. Zarówno przez ich styl, kwasowo-mineralny charakter białych i garbnikową strukturę czerwonych, jak i nadreprezentację winiarzy-świrów: ekologów, anarchistów, nonkonformistów. Wciąż znamy je wyrywkowo, a taka degustacja jak styczniowe spotkanie loży podnosi nam ich znajomość o zauważalny procent. Tym bardziej musimy więc docenić ten nietuzinkowy wieczór.
Zaczęło sie wcale ciekawie. Tuż przy wejściu powiedziano mi szeptem, abym za Chiny jeszcze Ludowe nie wymawiał terminu "biodynamika". Do dziś nie wiem dlaczego. Ale mniejsza o to, wszak "Wino Jest Najważniejsze" (tak sobie zanuciłem). No ale winiarz też człowiek, a do tego jeszcze wytwórca, projektant, strateg i takie tam. Szacunek wymaga wyrzeczeń. I tak zostało, nie wypowiedziałem. Najważniejsze, że jednego i drugie miałem tuż przed sobą.
Reinhard Löwenstein - człowiek ciepły, otwarty, uśmiechnięty a jednocześnie zamyślony. Taki typ filozofa - gawędziarza, który o winie z jednej parceli (i o samej parceli) może opowiadać od świtu do nocy. Znane jest jego skrajnie subiektywne podejście do metod produkcji, organowe piszczałki instalowane w piwnicy czy znaki runiczne, których odpowiednio dźwięk i "magiczna moc" mają wpływać na kształtowanie się i dojrzewanie win. Człowiek oddany idei terroir, według niego antytezie winiarstwa technologicznego. Ale pytany o problem globalizacji przekornie odpowiada, że globalizacja jest dobra lecz europeizacja jeszcze lepsza. Na zaczepki o wina naturalne (nie biodynamo! cicho sza...) odparował, że wino to produkt cywilizacji a nie naturalny. Czy biodynamikowi z krwi i kości przystoi szerzenie takich herezji? Tak czy inaczej, osobiście nie nadążam za jego filozofią wina. Wino jest produktem kompleksowym i powinno godzić chaos i ład (filozofia połączenia rzeczy odmiennych). Tu można się jeszcze pozastanawiać, ale definiowanie wina w oparciu o charakterystykę bóstw i demonów (Dionizos - natura, chaos, brak kontroli; Apollon - organizacja, sruktura, porządek; Lucyfer - Behemoth, Nergal... Cóż. Bywam monotematyczny) niewiele już z winem ma wspólnego jak dla mnie. Z jednym jednak trudno sie nie zgodzić, z określeniem człowieka i miejsca jako podstawy winotwórstwa - "dobry człowiek w dobrej winnicy to sukces". Do elementarnych czynników wpływających na klasę wina zalicza też m.in. wiek winorośli, nasłonecznienie i ogólne cechy danego rocznika; lecz jak mawia, rocznik rocznikiem a wino ma być dobre, nawet kosztem ilości. Truizmy? Löwenstein naprawdę wierzy w to co mówi. Z ogromną satysfakcją opowiadał jak to najbardziej go zajmuje, i że najwięcej czasu w roku spędza w winnicy... naprawiając umocnienia tarasów. Po prostu człowiek ciężkiej pracy!
Opowiadał i opowiadał. Za to ciekawie. O problemach regionu i braku rąk do pracy mówił porównując Mosel do zanikającej, liguryjskiej Cinqueterre. Mimo wyśmienitych siedlisk np. przebogatych geologicznie okolic rodzinnego Winningen (Uhlen jest zwane czasem "mozelskim Montrachet") miejscowe winiarstwo zaczyna trapić problem z zachowaniem dziedzictwa; odczuwalny brak młodych ludzi, horrendalne ceny ziemi powodują
Natchnieni przez Temi'ego, postanowiliśmy wykonać sympozjon, aby
wspólnie przygotować się do zbliżającej się kartkówki.(1)
Jako, że każdy solidny sympozjon wienien mieć jakiś temat, więc i nasz
miał. Temat nadało życie i przypadek: "Rhone Rangers w Parku
Szczytnickim". Zaczęło się oczywiście od rytualnego, no prawie,
obmywania kylixów.
Czynność była tak wyczerpująca fizycznie, że
poprosiłem o szklankę wody. Czego jak czego, ale wody to Gospodarz
tego wieczoru żałował strasznie przedstawicielom płci brzydszej,
Widok na Góry Smocze oświetlone zachodzącym słońcem, które
spotęgowało naturalną barwę. Pyszny widok! Niedługo tam będziemy.
Wejście/zejście na/z wierzchołka Sentinel. Zamocowane na wąziutkiej i
ogromnie stromej przełęczy. Dobrze, ze było mgliście, bo zdaje się, że
bylo tam strasznie. Są dwa ciągi drabinek po ok. 15-20 m, łącznie parę
ładnych metrów stromizny. Przy temperaturach zdecydowanie poniżej 10 st.
i zamarzających dłoniach oraz mokrych "szczeblach" komfort raczej
poniżej przeciętnego, ale wspomnienia świetne. Niektórym wystarczyło
Do Franschhoek nigdy nie zawitałem, a chciałbym. Dobrze, że znajomych czasem rzuci na koniec świata, wino przywiozą, zdjęcia pokażą, poopowiadają, apetytu na afrykanerskie wina narobią. A, że wina z RPA to nie tylko Stellenbosch i Pinotage (polecam Kanonkop, jako wzorzec z S;), o czym czasem zapominamy, więc może warto sobie przypomnieć wina z Franschhoek z perspektywy wędrowca co trafił do tej doliny.
Migawki z goscinnej degustacji u Swietej Anny w Brissac - Quincé, u goscinnego wlasciciela Domaine de Ste Anne, Marca Brault. Doskonale wina z tutejszej okolicy, czesci terroir'u Val de Loire. Doskonale bylo zwlaszcza "Côteaux de l'Aubance" 2009, jak juz opisywalam to wczesniej znow istny "maly Jezusek w aksamitnych majteczkach" splynal w nas za jego sprawa. Moze to wlasnie zaleta patronatu Swietej Anny?...
Burgundy zrobiły się cool i jazzyyy i w ogóle wszyscy co dawniej pili Petrusy teraz uparli się pić burgundy... wygląda na to, że trzeba to przeczekać - tylko czy lepsze czasy nastaną jeszcze za naszego życia?
Marek Bieńczyk wrócił ostatnio z Paryża wstrząśnięty (i chyba nawet zmieszany). Powiedział, że ceny oszalały. Że przechodzi na nową wiarę. I że już chyba lepiej kupić dobre bożole...
Smutno to było słuchać - ale za stary już jestem żeby zmieniać świat. Pozostaje cieszyć się tym co mamy... ale jak tu się cieszyć jak przespało się okazję?
Nebbiolo okryte jest mgłą tajemnicy. Szczególnie dla tych jak ja, dla których barierą jest cena 100PLN, a którzy próbują je od promocji, do promocji, fałszywej czy prawdziwej, kupując je w Biedronce, Tesco, Carrefourze w cenach 30 czy 60 złotych. Na szczęście znajomi czasem poczęstują, a na degustacjach poleją czegoś lepszego. Wracając do mgieł i oparów absurdu, bo absurdalna jest czasem cena tych win, już za samą nazwę Barolo stówkę trzeba zwykle zapłacić.