Jak by opisać niedzielny poranek w Sopocie… Jak opisać tą głębię powszechnego kaca, który jest udziałem większej części populacji? Jak zmierzyć ilości wódki wypacane i wydychane w nasycone jodem powietrze? Jak policzyć poranne zatwardzenia/ rozwolnienia po tych wszystkich w gorączce sobotniej nocy pochłoniętych big macach? Jak można by przedstawić graficznie spoistość wewnętrzną ludności?
Najtrudniejszy start w wypromowaniu tych win w Polsce to bylo przekonanie producentow z Franciacorty aby zechcieli mi zaufac i wziasc udzial w tej "przygodzie". Musialam im wyltumaczyc czym jest Polska, jaki jest potencjal tego rynku tego kraju i dlaczego warto zainwestowac.
To bylo takie…. w prostych slowach "pranie mozgu".
Oni swietnie sprzedaja tutaj na runku wloskim. Ci ktorzy postanowili zainwestowac w inne rynki to byly: USA, Japonia, Anglia jesli chodzi o Europe. Tak np. Majolini sprzedaje w USA (NY) w Japoni, Francji, Niemczech ....dalej nie wiem.
Już pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku bardowie z Budki Suflera śpiewali: "Pamiętam, jak do miasta raz zjechał na dzień wielki cyrk". Na ten moment musiałem trochę czekać, ale teraz będę mógł też tak zanucić przy goleniu, choć nie powiem, że "chciałem w świat z cyrkiem iść". Do miasta, choć na prowincji, ale po kolei.
Posługujemy się zwrotem C.K. bo nam wygodnie. Choć ten skrót już właściwie nic nie znaczy. Jest tylko zakurzoną widokówką, którą znaleźliśmy u dziadka na strychu. Znoszonym kapeluszem, wygodnym jeszcze, ale już zupełnie niemodnym. Obciachowym filmem „Die junge Kaiserin” z lat 50., częścią trylogii o micie Sissi. No właśnie. Mit. Nim się żywimy. Bo tak nam jest wygodnie. Zostaje jeszcze gefreiter Kania-Kaniowski.
Podstawowe źródło wiedzy wielkomiejskiej, ekranik CityInfo w metrze, mówi nam dziś: uspokój serce idiotę, co chce wciąż tam i z powrotem. “Chcę już na Łotwę”- napisała mi ostatnio koleżanka z Berlina, Łotyszka- “tu jest mi za dobrze, wyobraź sobie, że sprzedaję caipiroskę i w czasie pracy mogę ją pić”.
Dziś będzie rzewnie i wspomnieniowo. W poszukiwaniu utraconego Miasta.
Przypadek, Przez przypadek. Przypadkowo. Trafiamy na ludzi, na wina, w tym samym miejscu i czasie. Jesteśmy w nim tylko przez chwilę, a potem znów rozpływamy się w innym świecie, następnym, kolejnym, który co innego znaczy. Może wbrew pozorom jest w przypadku więcej sensu, niż w pozorach planu, porządku, zamiaru. Jest bliższy nam, takimi jakimi jesteśmy, na co dzień, kiedy wciąż przechodzimy z jednej rzeczywistości do drugiej.
Pamiętacie taki wpis na forum gdzie ktoś opisał zasady według których pije wino: jak dla siebie to za 100 złotych jak dla znajomych to za 20-cia. Chwilę później Winersch podsumował ten sposób patrzenia na wino pisząc krótko: żal mi Cię!
Sam uważam , że właśnie zacne towarzystwo powoduje, że wino jest winem a nie sfermentowanym sokiem z winogron
- z tym większą przyjemnością wziąłem udział w degustacji kilkunastu Brunello (podstawowe i rezerwy) z 1999 roku,
którą zorganizował na swoje urodziny jeden z miłośników wina.