Po przybyciu do Banff (Alberta, Canada, maxi star rusza na łowy) przespałem się cztery godzinki i ruszyłem w góry. Co pomiędzy wiecie ze SW. Przypomnę, że przygodnie napotkani muzycy mnie dobrym bordoszczakiem od Gruaud Larose podjęli, co się zowie Ossoyos i klasyką z Okanagan Valley czyli winem z Mission Hill, na Pinota Szarego, jak Gandalfa akurat trafiło. Wcześniej testowałem w powietrzu różnicę między Lufthansą i Air Canada z korzyścią dla tej pierwszej.
Dzien pierwszy - contrario ai termini
Barcelona zaskakuje nas sprzecznosciami. Widac, ze to miasto portowe, na jednej ulicy mozna spotkac swieta i prostytutke, jesli procesje to trzy: parade rownosci, katolicka Bozego Ciala oraz narodowa znaczy katalonska. Kazdy moze sobie cos wybrac. Buzuje. Jak w tyglu. Na Rambli atakowani jestesmy przez namolnych restauratorow, kuszeni przez szczescie w kolorze czerwonym, gdzie z trzech kosci jedna wygrywa, oczywiscie nigdy ta na ktora nie postawimy.
Czasem trzeba ruszyć w drogę. Żeby nie zgnuśnieć do cna. Czasem to tylko odwiedziny. Czasowe przemieszczenie. Chwila w innym mieście, innej okolicy. Egzotyka. Łyk świeżego, a czasem mniej świeżego powietrza. Odejście od rutyny, od powtarzalności dnia poprzedniego. Zejście ze znanego szlaku. Jak podróż do Poznania. Z Warszawy. Na weekend.
Piliśmy wina musujące i dobrze nam z tym było. Degustowaliśmy wina proste, dla wszystkich, dla każdego. Nie było win od Jacquesa Selossa, od Kruga, nie było rocznikowych szampanów. Nie było win dla wybranych. Były za to butelki zwyczajne i przez to proste, często solidne i uczciwe. Dla urzędnika, który zamyka okienko o szesnastej, dla studenta, który skończył semestr, z takimi sobie ocenami, dla starszej pani, której koleżanka pamiętała o jej urodzinach. Może jeszcze nie u nas, ale może, kiedyś...
Kilka uwag, moich i nie moich, często wzajemnie sprzecznych, ale...
Inspiracją do tego artykułu świetny tekst Łukasza Kazimierczaka "Widziałem Orlej cień", którego fragmenty przytaczam, a który ukazał się we wrześniowym numerze NPM Magazynu Turystyki Górskiej, gdzie sporo miejsca poświęcono temu kultowemu szlakowi górskiemu. Rozważania czy z łańcuchami, czy bez, a może via ferrata, przypominają winne dywagacje z rodzaju stal czy beczka, jaka i ile, odpowiedzi nie ma, z tym, że w winnym świecie łatwiej o eksperymenty. No to startujemy, zgodnie z harmonogramem, z Zawratu.
Stoicyzm
Internauta o nicku Ernias87 napisał kiedyś tak - „Mam problem z moim tematem maturalnym "Różne wizerunki Niemców w literaturze. Omów temat na wybranych przykładach" Mianowicie kompletnie nie wiem jak się za niego zabrać, byłbym wdzieczny za wszelkie wskazówki, bibliografie, linki itp.” Ja nie pomogę. Z niemieckim winem jest podobnie, o czym próbowała przekonać nas, zupełnie niereprezentatywna, degustacja w B.
Właściwie nie wiem jak zacząć. Przy tym winie (Walter de Batte 2007 Cinque Terre DOC z: Bosco 40%, Vermentino 40% i Albarola 20%) aparat poznawczy się zawiesza, obwody się przegrzewają, trzeba resetować. Strzałka nie chce pozostać na zielonym polu obektywizacji, wciąż niebezpiecznie przeskakuje na czerwony obszar emocjonalnego entuzjazmu.